W ostateczności uznaliśmy, że najlepszym rozwiązaniem jest poszukać ośrodka, czegoś w rodzaju sanatorium alergicznego. Wiele tego typu miejsc oferuje także pokoje turystom, więc poszukaliśmy. Po wielu telefonach znaleźliśmy ośrodek, gdzie pani na pytanie o pleśń odpowiedziała rzetelnie i fachowo, bez śladu irytacji w głosie. No i tam spędziliśmy wakacje.
Synek i ja, bo tata Piotrusia niestety musiał pracować w tym czasie, spędziliśmy cudowny tydzień nad morzem. Naprawdę wystarczyło parę dni, a mój synek, który zazwyczaj unikał biegania, bo po nim ciężko mu się oddychało, zaczął szaleć jak prawdziwy, zwyczajny czterolatek.
Morskie powietrze oczyściło płuca dziecka, poprawiło jego wydolność oddechową. Choć pierwszy dzień upłynął nam na kaszlu, zostaliśmy uspokojeni, że to po prostu organizm pozbywa się ostatnich pozostałości po chorobach. Potem Piotruś nie zakaszlał i nie kichnął ani razu.
Dodatkową zaletą ośrodka leczącego alergie jest to, że za niewielką opłatą można wykupić wizytę u alergologa, który będzie kontrolował stan zdrowia podczas pobytu, można pójść na zabiegi inhalacyjne, a nawet zajęcia z logopedą. Choć wyjazd był trochę kosztowny, jednak porcja zdrowia, jaką dostał Piotruś, rekompensuje to aż w nadmiarze.
Od września Piotruś idzie do innego przedszkola. Był tam parę razy podczas wakacji, nie działo mu się nic złego, więc myślę, że może ten rok szkolny obejdzie się bez choroby o podłożu alergicznym.
Dominika K-Ś