Wszystko spowodowała długa zima, która skraca okres pylenia – rośliny wyrzucają więcej pyłków niż zazwyczaj, nadrabiając stracony czas i chcąc zwiększyć szanse na reprodukcję. Efekt jest niestety taki, że *stężenie pyłku w powietrzu w tym okresie było 2,5-3 razy większe niż w innych lat
ch, gdy wiosenna słoneczna pogoda pojawiła się marcu*.
Gdy pierwsze pylenia lutowe tj. olchy, brzozy, topoli i wierzby, zaczęły się miesiąc później to rozsiewanie ich alergenów pokryło się wtedy z pyleniem traw, szczawiu i pokrzyw.
A zatem reakcje alergiczne były silne i wystąpiły u większej ilości osób, nawet niepodejrzewających u siebie alergii wziewnej.
Zbawienna zima?
Poza tym im cieplej tym więcej jest w powietrzu kurzu, zanieczyszczonego toksycznymi metalami ciężkimi, który wywołuje stale dolegliwości u 40% ludzi.
Dlatego też gwałtowny wyrzut pyłków najboleśniej odczuwają zawsze mieszkańcy dużych miast, gdzie znajduje się najwięcej substancji wywołujących alergie. W połączeniu z zanieczyszczonym powietrzem substancje uczulające działają ze zdwojoną siłą.
U uczulonych na pyłki każde dodatkowe podrażnienie zaostrza reakcję alergiczną i może doprowadzić do nagłych ataków kaszlu i kłopotów z oddychaniem, a u zdrowych osób – podrażnienia błony śluzowej, ból gardła i kaszel.
Znowu ten kurz
Naukowcy z Centrum Badań Ekologicznych PAN pobrali próbki kurzu wiosną, jesienią i zimą w 50 mieszkaniach w Warszawie i wykazali, że są one mocno zanieczyszczone metalami ciężkimi i rakotwórczymi węglowodorami, pochodzącymi ze spalin samochodowych i zanieczyszczeń przemysłowych.
Kurz jest bowiem doskonałą przechowalnią pyłku roślin, które z roztoczami i cząsteczkami spalin mogą przetrwać nawet kilka miesięcy po zakończeniu kwitnienia.