W ostatnich latach problem dzieci alergicznych został nagłośniony i jest traktowany coraz poważniej. Coraz częściej maluchy rodzą się z tą przypadłością.
Do niedawna – niestety, ciągle w niektórych żłobkach – nikomu nie zależało na tym, by pomóc małym uczuleniowcom przetrwać w żłobku oraz uchronić ich przed kontaktem z alergenami. Oczywiście, żadna dyrekcja nie mogła sobie pozwolić na odmówienie przyjęcia dziecka, jednak wzdychaniom i narzekaniu nie było końca.
Często wymagano też na rodzicu, by podpisał oświadczenie, że w razie objawów lub ataku choroby bierze pełną odpowiedzialność, gdyż nikt z personelu nie ma odpowiedniego przeszkolenia, by podać maluszkowi lekarstwo czy udzielić pomocy. Żłobek może podawać jedynie lek przeciw gorączce i to też tylko do przyjazdu rodziców. Brzmi absurdalnie, prawda?
Alergik w żłobku to wyzwanie
Problem alergików w żłobkach zaczęto zauważać dopiero, gdy przestało chodzić o jedno czy dwoje dzieci w ciągu roku, ale gdy zaczęło się ich zgłaszać nawet i kilkanaście przy każdym naborze.
Wiadomo: kiedy skala zjawiska jest większa, to chodzi też o większe pieniądze. Nagle stało się możliwe ustalenie indywidualnej diety. Nawet dostarczanie przez rodzica specjalnych produktów spożywczych (np. w zastępstwie mleka krowiego) przestało wywoływać oburzenie pani kucharki, a samo przedszkole czy żłobek organizowało zwrot kosztów za dodatkowe wydatki.
Budzi kontrowersje fakt, że chcąc teoretycznie ułatwić życie rodzicom alergików, niektóre większe miasta – takie jak Wrocław – wcieliły w życie projekt zorganizowania żłobka przeznaczonego tylko dla dzieci z uczuleniem. Dlaczego jest to rozwiązanie kontrowersje?
Chodzi o to, że tym sposobem władze miasta wymagają na rodzicach wybór tej jednej placówki, nie dając możliwości zapisania dziecka do żłobka, które jest bliżej domu czy po drodze do pracy. W wielu przypadkach rodzic, aby odwieźć pociechę musi więc przebijać się na drugi koniec miasta, co wcale łatwe nie jest w godzinach szczytu.