Rok szkolny już trwa i Piotruś chodzi do przedszkola. Do innego, niż pisałam wcześniej, do grupy starszaków, która mieści się w innym budynku. Jest tam już trzy tygodnie i nie miał napadu alergii. W poprzednich artykułach opisywałam, jak się u niego kończył tydzień w przedszkolu: tydzień tam, tydzień w domu z wysoką gorączką.
Choć starałam się zapewnić mu najlepszą opiekę, czytać książeczki, przerabiać z nim na bieżąco to, co robiły dzieci, jednak każda mama wie, jak się pracuje z dzieckiem, które jest zmęczone, marudne i chore. Poza tym trudno było na nim wymusić, żeby się skupił, skoro wiedział, że w domu się bawi, a w przedszkolu uczy.
Dopóki był malutki, to nam aż tak bardzo nie przeszkadzało, bo nauki nie było aż tak dużo – głównie rysowanie, zabawy ruchowe, wierszyki. To nam się udawało zrobić i byliśmy z mężem tacy dumni, że nasz synek nie ma zaległości, mimo problemów.
Jednak te trzy tygodnie, kiedy Piotruś jest non-stop w przedszkolu uświadomiły nam, że kłopoty dopiero się zaczęły. Po pierwsze – synek jest ciągle zły. Powód? Przyzwyczajony jest do tego, że spędza w przedszkolu parę dni, a potem bawi się w domu. Teraz jest w przedszkolu cały czas i nie rozumie, czemu nie ma „wakacji”.
Po drugie – nie potrafi nawiązać kontaktu z rówieśnikami. Nie wie, jak ma traktować inne dzieci i nie potrafi przyjąć na siebie innej roli, niż biernego uczestnika. Nie inicjuje zabaw, nie potrafi współgrać z innymi dziećmi. Nie jest nieśmiały, po prostu nie potrafi zrozumieć, że czasem trzeba się dopasować do reguł grupy.