Niemal wszystkie okazy kwitnące w domu tworzą pyłki (przenoszone w ich naturalnym środowisku przez owady, ptaki, nietoperze), które są ciężkie, lepkie i nie unoszą się w powietrzu. Podczas wąchania kwiatów możemy co najwyżej ubrudzić sobie nos, bez szkody dla zdrowia. Niektóre lilie lub liliowce nazywane bywają z tego powodu smolinosami.
Nie dotykaj zwiastunów wiosny
Oczywiście uprawiamy w domu rośliny, które mogą wywołać uczulenie. Do nich należą te gatunki, które zawierają substancje, służące w naturze do zniechęcenia zwierząt do ich pożarcia. Są to np. włoski wydzielające po dotknięciu specyficzne substancje. Takie występują niemal u wszystkich pierwiosnków. W miejscu, którym dotknęliśmy roślinę, na skórze może pojawić się krótkotrwała wysypka. Przetarcie skóry alkoholem niemal natychmiast usuwa objawy uczulenia. Ogrodnicy wyhodowali już odmiany *pierwiosnków, które nie uczulają*.
Bardzo rzadkie są przypadki alergii po dotknięciu pelargonii rabatowej i wielkokwiatowej oraz lantany czy werbeny. One też uzbrojone są we włoski gruczołkowate. Są to jednak rośliny balkonowe, rzadko uprawiane w mieszkaniach.
Również niektóre gatunki z rodziny astrowatych, np. chryzantemy mogą wywołać podrażnienia, powodowane przez pochodzące z nich drobiny organiczne unoszące się w powietrzu.
Liczne rośliny ozdobne rosnące w naszych domach, np. bluszcze, diffenbachie, wilczomlecze, kodieum (krotony), zawierają szkodliwe, nawet trujące, choć niekoniecznie alergenne substancje. Cieszmy się ich urokiem, unikajmy jednak ich dotykania.